czwartek, 8 kwietnia 2010

Jesień- zima 2010

Oczywiście, Fashion Weeks już dawno za nami i aż wstyd, że nie poświęciłam temu wydarzeniu jeszcze ani jednego wpisu. Postanowiłam zatem wziąć się w garść i opisać wszystkie kolekcje, które uważam za godne uwagi... lub chociaż namiastkę tych najbardziej wyjątkowych :) Choć nie ukrywam, że nie omieszkam się wylać tutaj również moich rozczarowań, dotyczących niektórych projektantów... Zacznijmy zatem historię od początku. Wszystko zaczęło się tradycyjnie, w Nowym Jorku...

  • Po raz kolejny Alexander Wang, nie zawiódł. nie można jednak powiedzieć, że całkiem zaskoczył. Wszyscy dobrze znamy jego styl, którego latami kurczowo się trzyma, eksperymentując przy tym z tkaninami, barwami, formami. Spodobało mi się to, że oraz w jaki sposób odświeżył, zapomniany na kilka sezonów, welwet.

  • Zaintrygowała mnie także koncepcja Philipa Lima. W swoich projektach zastosował wełnę w wielką kratę w szaro- beżowych barwach. I, choć na początku trochę skojarzyła mi się z kocem, to nie mogłam oderwać tych kreacji wzroku. Lim, obszywając wełnę czarną, połyskliwą lamówką i zestawiając ją ze złotem nadał jej nowy, szlachetny wymiar.

  • Calvin Klein- minimalizm, monochromatyzm... Trzyma się w swoich ramach, ale za każdym razem w pewien sposób modyfikuje formy, odświeżając je i wyznaczając trendy. Wciąż nie mogę się napatrzeć na kreowany przez Kleina wizerunek kobiety nowoczesnej i niezniszczalnej.

  • Choć Carolina Herrera poszła w nieco innym kierunku, również fascynuje się podobnym okresem w historii mody, co powyżsi projektanci. Jej projekty wyciskają całą esencję z kobiety- delikatność, elegancję, naturalność, seks, blask... Jeśli jeszcze tego nie zauważyliście, teraz na pewno zrozumiecie, że te 4 kolekcje łączy fascynacja latami 90. w całej ich krasie- od tych delikatnych i naturalnych, po najbardziej purystyczne z nutką futuryzmu.

  • Kolekcja Jerremy'ego Scotta zdecydowanie mnie zaskoczyła. Scott zawsze odbiegał od idei, które promowali równolegle tworzący projektanci- jego ubrania, bardziej artystyczne i teatralne (ale i momentami przypominające zwykłe pidżamy), były wykorzystywane głównie w sesjach zdjęciowych; teraz zachowując w projektach własne konwencje, jego kreacje, stały się także bardziej przystępne do noszenia, jak np. sukienka inspirowana witrażem.


  • Diane von Funtenberg, tym razem połączyła klasyczny szyk z rock'n' rollowymi akcentami oraz kalejdoskopowymi wzorami, bo kto powiedział, że nie można mieszać konwencji, skoro potrafi się je łączyć w idealną całość?

Tak więc, w Nowym Jorku króluje moda przełomu lat '80 i '90. Jak zwykle, nikt nie wychylił się z kontrowersyjną ideą pokazu (Scotta pomińmy, to ewenement, który mimo wszystko, stanowi pewien nieodzowny, fluorescencyjny akcent pośród delikatnych makijaży i idealnie skrojonych żakietów). Nie ukrywam, że właśnie za tą jakże ostentacyjną użytkowość owych projektów, należy je cenić.

Ciąg dalszy nastąpi...


źródła zdjęć: style.com