niedziela, 18 lipca 2010

Jesień- zima 2010- ciąg dalszy nº 3

Dla projektantów największym wyróżnieniem jest wystąpienie na Fashion Week w Paryżu. Moda, choć zmienna bywa tradycjonalistką i za swoją stolicę zawsze będzie uważała właśnie to miasto, bez względu na to, jak uparcie dementowałby to Nowy Jork, Londyn czy też Mediolan. Oczywiście, możecie się sprzeciwiać prestiżowi Paryża, ale to właśnie to jest docelowe miejsce dla najbogatszych i/lub najwytworniejszych wielbicielek mody. Cóż, zamiast argumentować moje zdanie na ten temat, lepiej, abym wreszcie wspomniała o najbardziej urzekających mnie kolekcjach, które tam zostały zaprezentowane.

Postanowiłam, że tę najbardziej domyślną zostawię na koniec:)

  • Zacznę od Kenzo. Przyznaję, że na łamach Globalnej Szafy wspominam o chyba najbardziej znanym japońskim domu mody po raz pierwszy. Ekscentryczny- jak zwykle, tym razem zainspirował się stylem country połączonym z boho. Patchworkowe (bardziej tradycyjne od patchworku domu Erdem), lejące się tkaniny we wzorki rodem z babcinej podomki każą zapomnieć nam o dopasowanych żakietach i satynowych sukienkach, bijąc fantazją i jednocześnie- romantycznością. Może czasem warto zapomnieć o fakcie, iż niektóre z tych kreacji przypominają pidżamy i nabrać większego dystansu do siebie i do mody?

  • Dries van Noten to kolejny dom mody, który można albo pokochać, albo znienawidzić. Mnie urzekł. W tek kolekcji projektant, podobnie jak niektórzy, o których wspominałam wcześniej, zainspirował się okresem '80/ '90- skórzane rękawiczki w sarnim kolorze, czarne szkła okularów przeciwsłonecznych, spódnice midi, luźne, nieraz kwadratowe wręcz bluzki... Uwielbiam zabawę kolorami tego projektanta. Łączy on bowiem ze sobą takie barwy, które niejednego artystę wpędzałyby w wątpliwości, udowadniając, że można je złożyć w idealną całość.

  • Phoebe Philo- dyrektor kreatywna Celine operuje z kolei niewielką gamą barw. Ogranicza się jedynie do czerni, grafitu i bieli, bardzo rzadko przełamanych granatem na podszewce lub torebką w kolorze sieny palonej. Projekantka gra formą, która jest prosta, ale wyciąga z kobiety esencję stylu i klasy. Podobnie było w latach '90. Sama Philo podkreśla, iż chciała pokazać piękno i bogactwo mody tamtej dekady. To pokazuje, że prostota, może być najlpeszym rozwiązaniem- mówi Fabien Baron.


  • Od prostoty ucieka Christophe Decarnin projektujący dla domu Balmain. W tym sezonie łączy się tutaj styl lat '80 z barokiem Ludwika XIV. Projektant obsypuje modelki złotem i otula metrami purpury. Zapomina o wiosennej militaryzacji i przenosi kobietę z poligonu na królewski bal. Decarnin to także ten projektant, który jako jeden z niewielu, chyba za wszelką cenę, chce utrzymać w świecie mody rurki (tak trzymać! bo zmiana fasonu spodni w modzie jest porównywalna z krwawą rewolucją:). Tak czy inaczej, choć jest to dom mody, który ma już swoje tradycje i znaki rozpoznawcze, co sezon zachwyca mnie na nowo. I, nie ukrywajmy- za każdym razem to właśnie kolekcje Balmain (choć oczywiście nie tylko) inspirują sklepy sieciowe do nowych kolekcji.

  • Ale prawdziwą królową uczynił z kobiety w swojej ostatniej kolekcji Alexander McQueen. Zainspirowany bizantyńskimi mozaikami oraz XVI- wiecznym dworem angielskim tworzy suknie bardziej współczesne formą. McQueen do końca pokrywał swoje tkaniny abstrakcyjnymi, kalejdoskopowymi wzorami i drapował je tworząc ostre kształty. Tym razem uszlachetnił swoje kreacje dodając do nich mnóstwo złota i szlachetnej czerwieni. Trzeba z przykrością stwierdzić, iż Mistrz Sztuki-Mody nie dokończył kolekcji. Jednak pomimo tego jest ona jedną z tych najbardziej udanych w całym sezonie.

  • Kiedy zapytano Tisci o koncepcję kolekcji odpowiedział: Myślałem o świecie narciarskim i podwodnym świecie. I o kolorach Bauhausu. Tak właśnie wygląda kolekcja Givenchy na tegoroczną jesień i zimę. Ciepła, gruba wełna łączy się tu z gładkimi tkaninami podobnymi fakturą do pianki do nurkowania. Kolory sprowadzają się do podstawowych bieli, czerni czerwieni i beżów. Sztywne i geometryczne formy dodają całej kolekcji futuryzmu. Dodajmy do tego alabastrowe skóry modelek, grające z karmazynowymi ustami i mamy całkiem nieźle osiągnięty efekt dramatyzmu. Trzeba przyznać, że całość robi naprawdę duże wrażenie,choć niektóre- wieczorowe kreacje mogą przywoływać na myśl kult cmentarnej gotyckiej subkultury.


  • Na sam koniec- dom mody, którego imię zna nawet największy ignorant tego światka. Tak, to Chanel. Muszę przyznać, że niestety, Lagerfeld nie porwał mojego serca. Urzekająca scenerią chciał najwyraźniej odwrócić uwagę od nieraz przesadnie udziwnionych kreacji. Projektant w tym roku za wszelką cenę chce zaakcentować najbardziej charakterystyczne cechy sezonów, którym poświęcał kolekcje. Jak zatem na wiosennym pokazie zaprezentował zwiewne, dziewczęce sukienki w kwiaty, tak tu pokazuje ciężkie futrzane... spodnie. Cóż, tego na wybiegu jeszcze nie było- modelki przebrane za niedźwiedzie różnego gatunku- od polarnych przez grizzly po himalajskie. Jednak można i znaleźć tutaj ciekawe stroje, na przykład płaszcze, w których ulubiona tkanina Coco Chanel przeplata się z miękkim futerkiem- istny artyzm i mój nowy, niestety nieosiągalny obiekt pożądania.



źródło; style.com

piątek, 18 czerwca 2010

Jesień- zima 2010- ciąg dalszy nº 2

Kolejną przystanią Fashion Week jest Mediolan. Tu pojawiają się najznamienitsze marki, znane niemalże wszystkim. I tak naprawdę, strasznie się głowiłam, co tak naprawdę wybrać, bo wszystko było cudowne i urzekające.

  • Po pierwsze- Gucci. Frida Gianni tworzy idealne kreacje na co dzień i nigdy nie ignoruje kunsztu, z jakim ma być wykonane jej dzieło. Tegoroczny pokaz otwarły modelki ubrane w biel, która stopniowo przechodziła w szarość, a następnie w brązy. I właśnie wtedy pojawiły się krótkie kurtki ze "strusiej" skóry, które szczególnie mnie urzekły. Widać, że projekty na co dzień inspirowane były modą lat '60- kozaki za kolana, szwedy, płacze w linii A, trapezowe sukienki. Ostatnie projekty, zapewne stworzone z myślą o karnawale z pewnością już są rozchwytywane przez żony bogatych bankierów. Frida pokryła sukienki czarnymi, połyskliwymi blaszkami, które zdawały się zakrywać goliznę modelek. A połączenie tego z pierzastymi narzutami i koronkowymi rajstopami dawało naprawdę spektakularny efekt. No, ale cóż... jeśli nie wierzycie w mój zachwyt, przekonajcie się sami.


  • Latami '50/'60, i rzekłabym nawet, że w skrajny sposób inspirowała się kolejna włoska projektantka- Consuelo Castiglioni dla domu mody Marni. Marka ta dobrze jest znana z artystycznego nieładu. Styl Castiglioni jest dziwny, nie potrafię go dokładnie określić. Wiem jedno- tworzy ona połączenia, które kiedyś wydawałyby się karygodne, a dziś są one powodem, by jej projekty porównywać do najczystszej formy sztuki. Projektantka kreacjami przenosi się na plan "Mechanicznej pomarańczy" i dodaje od siebie dodatkową dawkę ekstrawagancji.

  • Intrygującymi połączeniami w tym sezonie wyróżniło się także Missoni. Jak zwykle tkaniny pokryte były ich firmowym deseniem, tym razem nie były to, jak rok temu szarości i beże, a raczej żywe kolory w walorowych zestawieniach. Projektantka podobnie, jak Basso&Brooke, zastosowała patchwork, ale w bardziej tradycyjnym wydaniu. Co nie oznacza, że nie robi to wrażenia. Wręcz przeciwnie. Zauważyłam też, że Angela Missoni zainspirowała się lokalną tradycją ludową. Poza tym- mnóstwo wzorzystych, ciepłych swetrów i wełniane sukienki midi.

  • Miuccia Prada od kilku sezonów niezmiennie w wyznaczaniu trendów stoi na równi z Lagerfeldem ("od kilku", bo miała małą przerwę:). Kryształowo- podobne torebki, buty i sukienki rozpoznawalne są nawet przez laików. Na jesień Prada celuje w przełom lat '50 i '60. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie odświeżyła tego trendu swoimi dodatkami. Dlatego sukienki do twista zestawiła z grubymi, wełnianymi rajstopami, a ubrane w nie stopy modelek wcisnęła w czółenka i sandałki, z pozoru pasujące jedynie do cieniutkich pończoch. Cała kolekcja utrzymuje się w tonacji brązów, czerwieni i czerni. Żywe kolory pozostawmy na wiosnę.

  • Fendi- jak zwykle pełne patosu i elegancji. Lagerferd to kolejny projektant, który plasuje modę na spódnice midi i 3/4. Modelki mają na sobie kreację stanowiące połączenie ekskluzywnych elementów (futro czy jedwabny top) z tymi prostymi, czasem nawet zbyt prostymi, jak spódnica wiązana sznurkiem. Pośród czerni i bieli na pierwszy plan wychodzą żółcienie i brązy, tkwiące w detalach, a więc tam, gdzie kryje się diabeł całego stroju. Muszę też zwrócić uwagę na kreację otwierającą pokaz, czyli zszyty z trzech różnych rodzajów futra płaszcz/ poncho o kroju odwrócone litery "U".




  • Odczuwam małą winę ze swojej strony, bo jeszcze ani razu na Globalnej Szafie nie wspomniałam o domu Jil Sander. A przecież to jeden z mistrzów mody purystycznej. W mojej hierarchii stawiam go na równi z Kleinem. Co nie oznacza, że mam zamiar ich porównywać. Sander geometryzuje kreacje, ich kształty przybierają formy trapezów i prostokątów. Raf Simons (dyrektor kreatywny) zdobi sztywne bluzki, do których to kobieta musi się wpasować, a nie na odwrót, jak to z większością bywa- równie geometrycznymi, co ubrania draperiami. Uda i plecy zakrywają przezroczyste tkaniny. Po raz kolejny widzimy nowoczesny styl, stworzony tylko dla najsilniejszych kobiet, które nie potrzebują udziwnień i etykietki ekskluzywności i blichtru. A może w takiej właśnie prostocie drzemią pokłady siły i bogactwa?


  • Na koniec to, czego można było spodziewać się najbardziej (no, może poza Pradą), czyli Dolce&Gabbana. Duet na ten sezon maksymalnie, nie- wydłuża, jak większość projektantów, a skraca ubrania,ograniczając strój jedynie do bielizny i dobrze skrojonego żakietu. Domenico i Oscar wykonali zatem gest zachęcający do postawienia głównie na bieliźniane ubrania- delikatne koronki, gorsetowe topy, a królujące tkaniny to: jedwab, muślin i satyna. Na pierwszy rzut oka, kolekcja nie jest zbyt odkrywcza, nie ma w niej niczego zaskakującego, ani nowatorskiego. Jednak, gdy oglądamy ją dłużej, coraz intensywniej słyszymy wydobywający się z jej głębi seks. W tym sezonie Dolce&Gabbana nie chcą zawijać kobiety w kolejne porcje wełny, ale przyozdobić ją koronką i zrobić z niej ponętną kocicę.

źródło: style.com

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Koszmar od pasa w dół, czyli apoteoza Converse

Z tymi spodniami (butami?) spotkałam się już dawno, ale długo zastanawiałam się, czy powinnam publicznie wypowiadać się na ich temat. Nie chcę tu dyskutować o gustach. Pozwolę sobie jedynie wyrazić swoją opinię na temat tych ... Ostatecznie, w obronie mody i niepodważalnego faktu, iż stanowi ona sztukę, z którą możemy obcować namacalnie, stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia.

Converse chce zdominować cały strój, pokazać, że to nie tylko niepozorne trampki, które obecnie noszone są do wszystkiego i przez wszystkich. Firmie najwyraźniej nie wystarczyło kreowanie kolejnych wzorów do tradycyjnych krojów butów (co swoją drogą zawsze wychodziło im całkiem nieźle, jeżeli nie świetnie:). Postanowili zatem wydłużyć swoje modele do maksimum- do pasa. Pierwszą osobą, która publicznie pokazała się w sznurowanych od palców stóp po kości biodrowe trampko- spodni była Willow Smith- młodziutka córka Willa Smitha. Nigdy nie chciałam krytykować ubrań małych dzieci, ale w tym wypadku, aż kusi o cięty komentarz. Zatem, jeżeli dziecko wygląda w tym komicznie i groteskowo, to wyobraźmy sobie dorosłego człowieka przechadzającego się w różowych trampko- spodniach po ulicy wielkiego miasta...

Pozwolę sobie nie rozpisywać się na temat kolejnej przedstawionej poniżej propozycji Converse. Wydaje mi się, że nie wymaga ona komentarza...

Z drugiej strony, jeśli nie znosimy polskiej tradycji zdejmowania w cudzym domu butów przy wejściu, mając na sobie spodnio- buty mamy jednocześnie pretekst, aby tego nie robić ;)




Jesień- zima 2010- ciąg dalszy

Z Nowego Jorku przenosimy się do Londynu. Tutaj jak zwykle nie obeszło się bez licznych hołdów dla sztuki nowoczesnej. Londyńscy projektanci to mistrzowie wzornictwa. Na każdym kroku ukazują swoją słabość do eksperymentowania z tkaniną w tej dziedzinie. Modelki przechadzały się po wybiegach w wielobarwnych, jaskrawych sukienkach, których charakter uzewnętrzniało to, co pojawiało się na tkaninie.

  • U Williamsona to właśnie sukienki grały pierwsze skrzypce. Jak zwykle wybrał soczyste kolory, a wzory- choć wciąż hiponotyzujące, tym razem przypominały efekt zamaszystych, silnych ruchów ogromnego pędzla. Tak, jakby tkanina stawała się płótnem. Efekt potęgują także drapowania oraz wachlarzowate układy materiału. Nawet przez najskromniejszego człowieka przemówić musi w tym momencie próżność, prawda?

  • Basso&Brooke postawili z kolei na patchworkowo- podobny synkretyzm jak najbardziej szlachetnych deseni, tworząc kalejdoskopowe kompozycje. Nie wszystkim podoba się ich styl, jednak moim zdaniem, to kwintesencja elegancji połączonej z przepychem. Niby to powrót do przełomu lat '80 i '90, może i inspiracja rajskim ptactwem, ale w tych kreacjach drzemie jakaś niezbadana siła...

  • W zeszłym sezonie Erdem pokrył swoje ubrania kwiatami. I tym razem zrezygnował z gładkich tkanin. Pokrył je deseniami żywcem wziętymi z lat '80- palmowe liście, kolorowe światła reflektorów w klubach, marmur. Wspaniale prezentują się one na satynie, która grała na tym pokazie główne skrzypce. Poza tym, Erdem Moralioglu tnie te tkaniny w kwadraty i zszywa je tak, by tworzyły jeszcze bardziej zwariowane kompozycje. Patchwork w ekskluzywnym wydaniu? Czemu nie!


  • Mary Katrantzou z kolei pokrywa proste sukienki całymi obrazami. Nieraz przypominają one ornamentalne zdobienia barokowej architektury, biżuteryjne formy (wraz z kamieniami), czy obrazy. Na tkaninach malowała perły i klejnoty, draperie, falbany. A to wszystko zdawało się być trójwymiarowe. Można było zastanawiać się, co jest autentyczne, a co jedynie namalowane. Nieraz potęgowała ten efekt dodając naszyjnik (nie namalowany :), czy gęstwinę falban, zdobiących ramię.

  • Christopher Kane natomiast manifestuje swoje zaintrygowanie folkiem. Niemalże oczywistym jest, że robi to poprzez... desenie. Kreacje wręcz przeciwnie- nieraz są kuszące, przylegające do ciała, przybierają nowoczesnych, geometrycznych kształtów. fantastycznym pomysłem są swetry z rozpięciami zamiast szwów, przez co zyskamy... hm... poncho- sweter!


  • Pasy, sukienki- bandaże, pastele skontrastowane z czerniami, skóra zestawiona z delikatnymi tkaninami- House of Holland, który rozkochał w sobie tysiące nastolatków znów proponuje nieład w wersji plastic- fantastic. W swojej najnowszej kolekcji Henry Holland wycisnął esencję z mody ulicznej.

  • Na koniec- symbol londyńskiej mody, o którym marzy każdy fashionista. Tak, teraz będzie o Burberry Prorsum. Ostatnio były już tweedy, sorbety, pastele. Przyszedł zatem czas na kolory ziemi, wplecione w styl militarny. Styk ten jednak jest tutaj szczególnie wysublimowany. Na wybiegu królowały skórzane pilotki, narzucone na sukienki w kolorach khaki, beżach, brązach, ochrach. Aby nie było nudno, przełamano je w kilku momentach kobaltem i brudnym różem. Powrót do pilotek uważam za trafiony w dziesiątkę, a tym, co urzekło mnie najbardziej były idealnie do nich dopasowane buty ...


czwartek, 8 kwietnia 2010

Jesień- zima 2010

Oczywiście, Fashion Weeks już dawno za nami i aż wstyd, że nie poświęciłam temu wydarzeniu jeszcze ani jednego wpisu. Postanowiłam zatem wziąć się w garść i opisać wszystkie kolekcje, które uważam za godne uwagi... lub chociaż namiastkę tych najbardziej wyjątkowych :) Choć nie ukrywam, że nie omieszkam się wylać tutaj również moich rozczarowań, dotyczących niektórych projektantów... Zacznijmy zatem historię od początku. Wszystko zaczęło się tradycyjnie, w Nowym Jorku...

  • Po raz kolejny Alexander Wang, nie zawiódł. nie można jednak powiedzieć, że całkiem zaskoczył. Wszyscy dobrze znamy jego styl, którego latami kurczowo się trzyma, eksperymentując przy tym z tkaninami, barwami, formami. Spodobało mi się to, że oraz w jaki sposób odświeżył, zapomniany na kilka sezonów, welwet.

  • Zaintrygowała mnie także koncepcja Philipa Lima. W swoich projektach zastosował wełnę w wielką kratę w szaro- beżowych barwach. I, choć na początku trochę skojarzyła mi się z kocem, to nie mogłam oderwać tych kreacji wzroku. Lim, obszywając wełnę czarną, połyskliwą lamówką i zestawiając ją ze złotem nadał jej nowy, szlachetny wymiar.

  • Calvin Klein- minimalizm, monochromatyzm... Trzyma się w swoich ramach, ale za każdym razem w pewien sposób modyfikuje formy, odświeżając je i wyznaczając trendy. Wciąż nie mogę się napatrzeć na kreowany przez Kleina wizerunek kobiety nowoczesnej i niezniszczalnej.

  • Choć Carolina Herrera poszła w nieco innym kierunku, również fascynuje się podobnym okresem w historii mody, co powyżsi projektanci. Jej projekty wyciskają całą esencję z kobiety- delikatność, elegancję, naturalność, seks, blask... Jeśli jeszcze tego nie zauważyliście, teraz na pewno zrozumiecie, że te 4 kolekcje łączy fascynacja latami 90. w całej ich krasie- od tych delikatnych i naturalnych, po najbardziej purystyczne z nutką futuryzmu.

  • Kolekcja Jerremy'ego Scotta zdecydowanie mnie zaskoczyła. Scott zawsze odbiegał od idei, które promowali równolegle tworzący projektanci- jego ubrania, bardziej artystyczne i teatralne (ale i momentami przypominające zwykłe pidżamy), były wykorzystywane głównie w sesjach zdjęciowych; teraz zachowując w projektach własne konwencje, jego kreacje, stały się także bardziej przystępne do noszenia, jak np. sukienka inspirowana witrażem.


  • Diane von Funtenberg, tym razem połączyła klasyczny szyk z rock'n' rollowymi akcentami oraz kalejdoskopowymi wzorami, bo kto powiedział, że nie można mieszać konwencji, skoro potrafi się je łączyć w idealną całość?

Tak więc, w Nowym Jorku króluje moda przełomu lat '80 i '90. Jak zwykle, nikt nie wychylił się z kontrowersyjną ideą pokazu (Scotta pomińmy, to ewenement, który mimo wszystko, stanowi pewien nieodzowny, fluorescencyjny akcent pośród delikatnych makijaży i idealnie skrojonych żakietów). Nie ukrywam, że właśnie za tą jakże ostentacyjną użytkowość owych projektów, należy je cenić.

Ciąg dalszy nastąpi...


źródła zdjęć: style.com

poniedziałek, 15 marca 2010

Czary- mary, OKULARY!

Napiszę wprost: nie warto w tym sezonie odświeżać rygorystycznie swojej szafy. Kwiaty z sukienek i bluzek na wybiegach nie zniknęły, jeans nadal trzyma się świetnie (a może nawet lepiej), a pastelowe kolory pozostają na swoim miejscu. Rzecz, która diametralnie się zmieniła to okulary. po długiej fazie na muchy i stosunkowo krótkim trendzie na wayfarery przyszedł czas na jeszcze większe retro- czyli kocie i wyjątkowo okrągłe. Powracamy zatem do lat pięćdziesiątych, lub, jako kto woli- przełomu osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Nagle nastąpił wielki boom na te kształty. Projektanci oraz krytycy ponownie zachwycają się ich magią. Promuje je m.in. Tom Ford, Dior, Moschino Cheap&Chic, Prada, Carolina Herrera, Erdem... Najbardziej popularne to te z oprawką w jakże dobrze utrzymującą się w świecie mody panterkę ze złotymi aplikacjami. Jednak to już kwestia gustu.
Radzę więc dobrze przeszukać szuflady z bibelotami babci, albo po prostu przeszukać sklepy internetowe (top shop, juicy couture, bleu dame).



Fredflare.com


Juicy couture



Kadr z klipu Yello "I love you" (1986r)


Prada f/w 2010

poniedziałek, 8 marca 2010

Oskary 2010

Od kilku lat gwiazdy na Czerwonym Dywanie starają się zachować klasę i nie szokować mediów kontrowersyjnym ubiorem. Z jednej strony- szkoda, jednak z drugiej- najbardziej prestiżowa gala filmowa stanowi pokaz najwspanialszych sukni wieczorowych od najwybitniejszych projektantów, co stanowi już 82-letnią tradycję.

W tym roku moimi faworytkami zostały nominowana do Oscara Carrey Mulligan w pięknej czarnej sukni projektu Miuccii Prady, Maggie Gyllenhaal w sukni z domu Dries van Noten w modne, artystyczne wzory oraz Sarah Jessica Parker w lekko opadającej, kremowej kreacji od Chanel. Podobał mi się także zwrot, jaki wykonała Meryl Streep. Pamiętam, że w ubiegłym roku miała na sobie prostą, czarną suknię, a na tą galę założyła śnieżnobiałą, sztywno drapowaną suknię Chrisa Marcha. Moją uwagę przykuła także Charlize Theron w nieco prowokującej kreacji Diora, czy rzeźbiarska, fantazyjna suknia od Chanel założona tego wieczoru przez Diane Kruger. Bardzo podobały mi się także pastelowe kreacje Rachel McAdams, Elizabeth Banks, Anna Kendrick oraz Miley Cyrus. Zdobywczynie Oscarów- legendarna już Kathryn Bigelow oraz Sandra Bullock także wyglądały oszałamiająco. Welwetowa, srebrzysta suknia z domu Marchesa Sandry Bullock idealnie współgrała z jej makijażem i kaskadowo opadającymi włosami.




niedziela, 28 lutego 2010

Gaultier, Madonna i stare koronki

Zauważyłam, że w tym sezonie projektanci wyjątkowo stawiają na seksowne gorsety. Stanowią one część stroju, mogą być elementem sukienki, czy przerobione na niesamowicie seksowne body, kontrastujące ze sportowymi dodatkami. Pamiętajmy jednak, aby szukać ich w klasycznych kolorach, jak biel, czerń, czy (mój ulubiony) ecru. Mile widziane są także koronki i ciężka złota biżuteria.


poniedziałek, 15 lutego 2010

Dzieciństwo w kolorze lizaka

Tegoroczna wiosna zapowiada się wyjątkowo kolorowo- falbaniaste mini w kontrastujących ze sobą kolorach, usiane dziecięcymi wzorkami, do tego koszula, na pozór niepasująca, przewiązana gdzieś w okolicach pępka. Czymże byłby taki strój bez ogromnej kokardy i owocowych dodatków w postaci breloczka lub kolczyków? Wspaniałym dopełnieniem będzie także innowacyjny makijaż, jaki mogliśmy zobaczyć na pokazie Luelli.

Oczywiście, to, co opisałam powyżej, to wariant ekstremalny, tylko dla najodważniejszych. Warto jednak zaopatrzyć się w pstrokaty T-shirt lub wisior w kształcie czereśni.