poniedziałek, 7 czerwca 2010

Jesień- zima 2010- ciąg dalszy

Z Nowego Jorku przenosimy się do Londynu. Tutaj jak zwykle nie obeszło się bez licznych hołdów dla sztuki nowoczesnej. Londyńscy projektanci to mistrzowie wzornictwa. Na każdym kroku ukazują swoją słabość do eksperymentowania z tkaniną w tej dziedzinie. Modelki przechadzały się po wybiegach w wielobarwnych, jaskrawych sukienkach, których charakter uzewnętrzniało to, co pojawiało się na tkaninie.

  • U Williamsona to właśnie sukienki grały pierwsze skrzypce. Jak zwykle wybrał soczyste kolory, a wzory- choć wciąż hiponotyzujące, tym razem przypominały efekt zamaszystych, silnych ruchów ogromnego pędzla. Tak, jakby tkanina stawała się płótnem. Efekt potęgują także drapowania oraz wachlarzowate układy materiału. Nawet przez najskromniejszego człowieka przemówić musi w tym momencie próżność, prawda?

  • Basso&Brooke postawili z kolei na patchworkowo- podobny synkretyzm jak najbardziej szlachetnych deseni, tworząc kalejdoskopowe kompozycje. Nie wszystkim podoba się ich styl, jednak moim zdaniem, to kwintesencja elegancji połączonej z przepychem. Niby to powrót do przełomu lat '80 i '90, może i inspiracja rajskim ptactwem, ale w tych kreacjach drzemie jakaś niezbadana siła...

  • W zeszłym sezonie Erdem pokrył swoje ubrania kwiatami. I tym razem zrezygnował z gładkich tkanin. Pokrył je deseniami żywcem wziętymi z lat '80- palmowe liście, kolorowe światła reflektorów w klubach, marmur. Wspaniale prezentują się one na satynie, która grała na tym pokazie główne skrzypce. Poza tym, Erdem Moralioglu tnie te tkaniny w kwadraty i zszywa je tak, by tworzyły jeszcze bardziej zwariowane kompozycje. Patchwork w ekskluzywnym wydaniu? Czemu nie!


  • Mary Katrantzou z kolei pokrywa proste sukienki całymi obrazami. Nieraz przypominają one ornamentalne zdobienia barokowej architektury, biżuteryjne formy (wraz z kamieniami), czy obrazy. Na tkaninach malowała perły i klejnoty, draperie, falbany. A to wszystko zdawało się być trójwymiarowe. Można było zastanawiać się, co jest autentyczne, a co jedynie namalowane. Nieraz potęgowała ten efekt dodając naszyjnik (nie namalowany :), czy gęstwinę falban, zdobiących ramię.

  • Christopher Kane natomiast manifestuje swoje zaintrygowanie folkiem. Niemalże oczywistym jest, że robi to poprzez... desenie. Kreacje wręcz przeciwnie- nieraz są kuszące, przylegające do ciała, przybierają nowoczesnych, geometrycznych kształtów. fantastycznym pomysłem są swetry z rozpięciami zamiast szwów, przez co zyskamy... hm... poncho- sweter!


  • Pasy, sukienki- bandaże, pastele skontrastowane z czerniami, skóra zestawiona z delikatnymi tkaninami- House of Holland, który rozkochał w sobie tysiące nastolatków znów proponuje nieład w wersji plastic- fantastic. W swojej najnowszej kolekcji Henry Holland wycisnął esencję z mody ulicznej.

  • Na koniec- symbol londyńskiej mody, o którym marzy każdy fashionista. Tak, teraz będzie o Burberry Prorsum. Ostatnio były już tweedy, sorbety, pastele. Przyszedł zatem czas na kolory ziemi, wplecione w styl militarny. Styk ten jednak jest tutaj szczególnie wysublimowany. Na wybiegu królowały skórzane pilotki, narzucone na sukienki w kolorach khaki, beżach, brązach, ochrach. Aby nie było nudno, przełamano je w kilku momentach kobaltem i brudnym różem. Powrót do pilotek uważam za trafiony w dziesiątkę, a tym, co urzekło mnie najbardziej były idealnie do nich dopasowane buty ...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz