niedziela, 18 lipca 2010

Jesień- zima 2010- ciąg dalszy nº 3

Dla projektantów największym wyróżnieniem jest wystąpienie na Fashion Week w Paryżu. Moda, choć zmienna bywa tradycjonalistką i za swoją stolicę zawsze będzie uważała właśnie to miasto, bez względu na to, jak uparcie dementowałby to Nowy Jork, Londyn czy też Mediolan. Oczywiście, możecie się sprzeciwiać prestiżowi Paryża, ale to właśnie to jest docelowe miejsce dla najbogatszych i/lub najwytworniejszych wielbicielek mody. Cóż, zamiast argumentować moje zdanie na ten temat, lepiej, abym wreszcie wspomniała o najbardziej urzekających mnie kolekcjach, które tam zostały zaprezentowane.

Postanowiłam, że tę najbardziej domyślną zostawię na koniec:)

  • Zacznę od Kenzo. Przyznaję, że na łamach Globalnej Szafy wspominam o chyba najbardziej znanym japońskim domu mody po raz pierwszy. Ekscentryczny- jak zwykle, tym razem zainspirował się stylem country połączonym z boho. Patchworkowe (bardziej tradycyjne od patchworku domu Erdem), lejące się tkaniny we wzorki rodem z babcinej podomki każą zapomnieć nam o dopasowanych żakietach i satynowych sukienkach, bijąc fantazją i jednocześnie- romantycznością. Może czasem warto zapomnieć o fakcie, iż niektóre z tych kreacji przypominają pidżamy i nabrać większego dystansu do siebie i do mody?

  • Dries van Noten to kolejny dom mody, który można albo pokochać, albo znienawidzić. Mnie urzekł. W tek kolekcji projektant, podobnie jak niektórzy, o których wspominałam wcześniej, zainspirował się okresem '80/ '90- skórzane rękawiczki w sarnim kolorze, czarne szkła okularów przeciwsłonecznych, spódnice midi, luźne, nieraz kwadratowe wręcz bluzki... Uwielbiam zabawę kolorami tego projektanta. Łączy on bowiem ze sobą takie barwy, które niejednego artystę wpędzałyby w wątpliwości, udowadniając, że można je złożyć w idealną całość.

  • Phoebe Philo- dyrektor kreatywna Celine operuje z kolei niewielką gamą barw. Ogranicza się jedynie do czerni, grafitu i bieli, bardzo rzadko przełamanych granatem na podszewce lub torebką w kolorze sieny palonej. Projekantka gra formą, która jest prosta, ale wyciąga z kobiety esencję stylu i klasy. Podobnie było w latach '90. Sama Philo podkreśla, iż chciała pokazać piękno i bogactwo mody tamtej dekady. To pokazuje, że prostota, może być najlpeszym rozwiązaniem- mówi Fabien Baron.


  • Od prostoty ucieka Christophe Decarnin projektujący dla domu Balmain. W tym sezonie łączy się tutaj styl lat '80 z barokiem Ludwika XIV. Projektant obsypuje modelki złotem i otula metrami purpury. Zapomina o wiosennej militaryzacji i przenosi kobietę z poligonu na królewski bal. Decarnin to także ten projektant, który jako jeden z niewielu, chyba za wszelką cenę, chce utrzymać w świecie mody rurki (tak trzymać! bo zmiana fasonu spodni w modzie jest porównywalna z krwawą rewolucją:). Tak czy inaczej, choć jest to dom mody, który ma już swoje tradycje i znaki rozpoznawcze, co sezon zachwyca mnie na nowo. I, nie ukrywajmy- za każdym razem to właśnie kolekcje Balmain (choć oczywiście nie tylko) inspirują sklepy sieciowe do nowych kolekcji.

  • Ale prawdziwą królową uczynił z kobiety w swojej ostatniej kolekcji Alexander McQueen. Zainspirowany bizantyńskimi mozaikami oraz XVI- wiecznym dworem angielskim tworzy suknie bardziej współczesne formą. McQueen do końca pokrywał swoje tkaniny abstrakcyjnymi, kalejdoskopowymi wzorami i drapował je tworząc ostre kształty. Tym razem uszlachetnił swoje kreacje dodając do nich mnóstwo złota i szlachetnej czerwieni. Trzeba z przykrością stwierdzić, iż Mistrz Sztuki-Mody nie dokończył kolekcji. Jednak pomimo tego jest ona jedną z tych najbardziej udanych w całym sezonie.

  • Kiedy zapytano Tisci o koncepcję kolekcji odpowiedział: Myślałem o świecie narciarskim i podwodnym świecie. I o kolorach Bauhausu. Tak właśnie wygląda kolekcja Givenchy na tegoroczną jesień i zimę. Ciepła, gruba wełna łączy się tu z gładkimi tkaninami podobnymi fakturą do pianki do nurkowania. Kolory sprowadzają się do podstawowych bieli, czerni czerwieni i beżów. Sztywne i geometryczne formy dodają całej kolekcji futuryzmu. Dodajmy do tego alabastrowe skóry modelek, grające z karmazynowymi ustami i mamy całkiem nieźle osiągnięty efekt dramatyzmu. Trzeba przyznać, że całość robi naprawdę duże wrażenie,choć niektóre- wieczorowe kreacje mogą przywoływać na myśl kult cmentarnej gotyckiej subkultury.


  • Na sam koniec- dom mody, którego imię zna nawet największy ignorant tego światka. Tak, to Chanel. Muszę przyznać, że niestety, Lagerfeld nie porwał mojego serca. Urzekająca scenerią chciał najwyraźniej odwrócić uwagę od nieraz przesadnie udziwnionych kreacji. Projektant w tym roku za wszelką cenę chce zaakcentować najbardziej charakterystyczne cechy sezonów, którym poświęcał kolekcje. Jak zatem na wiosennym pokazie zaprezentował zwiewne, dziewczęce sukienki w kwiaty, tak tu pokazuje ciężkie futrzane... spodnie. Cóż, tego na wybiegu jeszcze nie było- modelki przebrane za niedźwiedzie różnego gatunku- od polarnych przez grizzly po himalajskie. Jednak można i znaleźć tutaj ciekawe stroje, na przykład płaszcze, w których ulubiona tkanina Coco Chanel przeplata się z miękkim futerkiem- istny artyzm i mój nowy, niestety nieosiągalny obiekt pożądania.



źródło; style.com